piątek, sierpnia 03, 2012

Sandor Marai, "Żar"




Powieść, na której kartach spotykają się po czterdziestu latach rozłąki Polak i Węgier, staruszkowie już u kresu, dawni przyjaciele na śmierć i życie poróżnieni przez kobietę; mocno klaustrofobiczna proza, w której od nadmiaru emocji aż kipi, a każde zdanie to oszlifowany przez węgierskiego Tomasza Manna kamień szlachetny.

2 komentarze:

  1. A tu fragment dlaczego porownac mozna Maraia do najwiekszego niemieckiego stylisty: "Powolnym ruchem rzuca w żar cieniutki tomik. Żar rozpala się w ciemności, przyjmuje ofiarę, powoli, dymiąc, wsysa materiał książeczki, drobne płomyki wzniecają się pośród popiołu. W bezruchu patrzą, jak płomienie zaczynają łopotać, ogień już żyje, będzie mu trochę raźniej dzięki tej nieoczekiwanej zdobyczy, zaczyna dyszeć i błyszczeć, płomienie buchają wysoko, wosk pieczęci się już stopił, żółty aksamit pali się, wydając cierpki dym, jakby niewidzialna ręka przewracała kartki koloru kości słoniowej, nagle pojawia się wśród płomieni odręczne pismo Krystyny, spiczaste litery z zawijasami, które niegdyś stawiała na tym papierze zetlała dziś ręka, lecz i te litery, ten papier, ta książka, wszystko obróciło się w popiół, tak samo jak ręka, która niegdyś zapisała te stronice. Pośród żaru został już tylko czarny popiół, jedwabisty jak czarny żałobny materiał, mora."

    OdpowiedzUsuń