niedziela, czerwca 30, 2013

Mark Roseman, „Wannsee. Willa, jezioro, spotkanie”


„Najbardziej zbrodnicze spotkanie w dziejach wojny” opisane w dość nieuporządkowany sposób, z nastawieniem na popularne ujęcie problemu, choć bez ukłonów w stronę nieprzygotowanych czytelników – brak wyjaśnień podstawowych pojęć i przybliżenia postaci niekoniecznie wszystkim znanych, zagubienie w przestrzeni i w czasie (nielinearne przedstawienie problemów bez jasno wypunktowanych dat i nazw miejsc), nie ma także wyraźnego celu powstania książki (poza przestraszeniem mającym, jak mniemam, przyciągnąć rzesze odbiorców), wreszcie zupełnie zaskakujące zakończenie – gdy, wydawałoby się, wypadałoby spojrzeć jeszcze z innej perspektywy na konferencję w Wannsee, na przykład na dalsze losy jej uczestników (szczątkowo sygnalizowane w przypadkowych miejscach) – ucinające rozkręcającą się narrację, a do tego liczne potknięcia językowe (przy mimo wszystko bogatym słownictwie tłumacza, wijącego się jak na mękach, by sprostać wyzwaniu polszczyzny i nie dawać powtórzeń tam, gdzie można ich uniknąć, to nie mogę nie wypunktować np. nieprawidłowego „ogólnie rzecz biorąc” lub braku „do” po „odnośnie”) oraz usterki merytoryczne, świadczące o niekonsultowaniu tekstu z polskim historykiem (choćby doskonale zakorzeniony w polskiej literaturze Lend-Lease Act, który w tekście głównym wystąpił jako „ustawa o pożyczce i dzierżawie”, co jest jak najbardziej poprawnym sformułowaniem, niemniej jednak rzadziej spotykanym), trudno mi ponadto zrozumieć tytuł, w którym pojawiają się równorzędnie „willa”, „jezioro” i „spotkanie”, przy czym dwa pierwsze występują w rólkach z szóstego planu, a samo spotkanie to kulminacja książki (mądrzy ludzie mówią, że tytuł powinien zapowiadać, co w książce będzie, a ten tytuł sugeruje romantyczną schadzkę w willi nad jeziorem), zatem, reasumując, w mojej opinii to nie jest ani książka naukowa (ze względów oczywistych: nie pojawiły się nowe ustalenia), ani popularna (momentami za trudna), lecz „taka sobie” kompilacja i trudno mi ją zupełnie szczerze polecić, choć, przyznaję, przemawia za nią jeden atut: została przeczytana w jeden dość śpiący wieczór.

Korecenzja do poprzedniej.

2 komentarze:

  1. Pogubiłam się w gąszczu słów. :) :) Ps. W drodze do mnie jest biografia Singera. A wszystko przez Ciebie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kazano mi przeczytać i się wypowiedzieć, więc postarałam się wypowiedzieć jak najpełniej... A biografia Singera Tuszyńskiej Agaty jak mniemam? Fantastyczna lektura.

      Usuń