sobota, października 11, 2014

Stanley G. Weinbaum, „Odyseja marsjańska” i „Lotofagi”



Struś Twil (Trrrrwiiiiirrrlll), baryłkowce "Nie jesteśmy wrrrogami! Au!", piekielnie rajska dolina, luniaki, skradacze, Góry Idiotów, papukot Oliwier, Lotofagi, Jacek-Łapacz, xixtchil, pyza, pleśń, subjunktowizor i światy równoległe zapraszają na niesamowite przygody ze swoim udziałem na Marsie, Io, Wenus i Ziemi, które KONIECZNIE trzeba przeczytać! :))

5 komentarzy:

  1. Nie znałem tego nazwiska. Sprawdziłem w Encyklopedii Fantastyki cóż to był za człek i na pewno zapoznam się z jego twórczością. Dzięki wielkie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się niezmiernie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Odysei w ogóle nie pamiętam, ale Lotofagi są rewelacyjne, pleśń rosnącą na żywności widziałam własnymi oczami (wyobraźni), a cmokanie nóg wyciąganych z bagna słyszałam własnymi uszami (wyobraźni).

    OdpowiedzUsuń
  4. Nieśmiało rzeknę, że "Odyseja..." chyba jest jeszcze lepsza :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Już się chciałam z Tobą kłócić, że wcale nie, ale żeby się podeprzeć merytorycznie, wyciągnęłam z półki czarne zeszyty, z czułością poklepałam Lotofagi i... i, no właśnie. Odysei nie mam! I wcale jej nie pamiętam! Nie pokłócę się, najpierw muszę sobie zamówić czy coś i odświeżyć...

    OdpowiedzUsuń